Akcje

Eugeniusz Wasilewski: Różnice pomiędzy wersjami

Z Ludzie Morza

 
Linia 13: Linia 13:
Kazimierz Stępniewski, mechanik ze Lwowa i "Lwowa", drugi po kapitanie Wasilewskim szczeciński Tczewiak, odzywał się jeszcze rzadziej i jeszcze niższym głosem niż nasz gospodarz. Zastanawiałem się - oni, gdy nie ma kogoś trzeciego, kto prowokuje do rozmowy, pewnie siedzieli w milczeniu. Bo co nowego mogliby sobie jeszcze powiedzieć? Wtedy nie do końca chyba rozumiałem tę relację. Dziś marzę o takim przyjacielu. Ale cóż, nie pływałem po morzu, nie byłem członkiem załogi.
Kazimierz Stępniewski, mechanik ze Lwowa i "Lwowa", drugi po kapitanie Wasilewskim szczeciński Tczewiak, odzywał się jeszcze rzadziej i jeszcze niższym głosem niż nasz gospodarz. Zastanawiałem się - oni, gdy nie ma kogoś trzeciego, kto prowokuje do rozmowy, pewnie siedzieli w milczeniu. Bo co nowego mogliby sobie jeszcze powiedzieć? Wtedy nie do końca chyba rozumiałem tę relację. Dziś marzę o takim przyjacielu. Ale cóż, nie pływałem po morzu, nie byłem członkiem załogi.


Kto pamięta tę parę: Wasilewski – Stępniewski? Czy zachowały się pamiątki w archiwach rodzinnych? Notatki, zdjęcia a przede wszystkim – żywa pamięć o tych marynarzach?
Kto pamięta tę parę: Wasilewski – Stępniewski? Czy zachowały się pamiątki w archiwach rodzinnych? Notatki, zdjęcia, a przede wszystkim – żywa pamięć o tych marynarzach?

Aktualna wersja na dzień 19:42, 23 cze 2022

Kapitan żeglugi wielkiej Eugeniusz Wasilewski

Willa przy Zalewskiego lub Wyspiańskiego... Pokój chyba na piętrze. - Siadaj pan... - tubalny głos kapitana nie tolerował wymuszonej uprzejmości czy mizdrzenia się gościa. Podobnie reagował owczarek, ukochany pies kapitana. Gdy patrzyło się na obu, przepraszam za skojarzenie, odnosiłem wrażenie, że różni ich tylko fakt, że kapitan palił fajkę. Przenikliwy wzrok, mentalny przekaz: mów prawdę i bądź sobą, przecież cię obserwuję, wiem kim jesteś...

Takie też były opowieści kapitana i jego książki. Bezpośrednie, wysadzane celnymi porównaniami, metaforami, odwołaniami. Każda, jak pierwsza atlantycka fala – długa fraza, potoczysta narracja i ta nie do uchwycenia satysfakcja z losu, jaki był Jego udziałem. Nagrywałem te gawędy dla radia. Ale już wtedy, szczególnie młodsi słuchacze nie poddawali się poezji opisów i niemal onirycznej relacji z opisywanych zdarzeń, miejsc, przywoływanych ludzi. W notatkach zachowałem krótkie, jak rozkaz formułowane opinie kapitana. Ale do współczesności się nie odwoływał. Zbywał wręcz moje prowokacje i zaczepki o ocenę floty, marynarzy, polityki. - Panie… - często wtrącany zaimek do dziś brzmi w moich uszach, - pan musi rozumieć, ja już tam nie siedzę, pan rozumie, ja tego nie rozumiem.

Myślałem wtedy: są ludzie urodzeni do takiej a nie innej roli w teatrze. Kapitan Wasilewski był przewodnikiem. Bezpiecznie, zawsze do celu, bez fantazji i najmniejszego ryzyka.

Dzwonię. Dobrze, wtorek, po szesnastej, zawołam tego br..., teraz pańska kolej na załącznik. Kazimierz Stępniewski, mechanik ze Lwowa i "Lwowa", drugi po kapitanie Wasilewskim szczeciński Tczewiak, odzywał się jeszcze rzadziej i jeszcze niższym głosem niż nasz gospodarz. Zastanawiałem się - oni, gdy nie ma kogoś trzeciego, kto prowokuje do rozmowy, pewnie siedzieli w milczeniu. Bo co nowego mogliby sobie jeszcze powiedzieć? Wtedy nie do końca chyba rozumiałem tę relację. Dziś marzę o takim przyjacielu. Ale cóż, nie pływałem po morzu, nie byłem członkiem załogi.

Kto pamięta tę parę: Wasilewski – Stępniewski? Czy zachowały się pamiątki w archiwach rodzinnych? Notatki, zdjęcia, a przede wszystkim – żywa pamięć o tych marynarzach?